czwartek, 5 grudnia 2013

Wichura (5.12.2013)

Nadchodzi do nas ta soczyście zapowiadana przez media wichura. Konie od rana świrują czując zew natury i wiatr w grzywach. Hala nam niemalże odlatuje, a i tak udało nam się prowadzić w niej hipoterapię. Fascynujące, jak nasz Kuba kompletnie niczego się nie boi. To najcudowniejszy koń terapeuta na świecie.

A po zajęciach przyszedł czas na egzamin z habiutacji dla Lolity. I o dziwo, praca z nią przebiegła idealnie! Widzę w niej przyszłościowego konika do pracy z dziećmi, bo jest bardzo dzielna i naprawdę świetnie sobie radziła z całą tą sytuacją.

Na koniec stępik, całkowicie rozluźniona szła, i nawet kiedy płachta z dolnej warstwy zawiała i musnęła jej brzuch, nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Udany dzionek zatem.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rusz i stój (2.12.2013)

Ląża jak ląża. Tutaj nie za bardzo jest już czym się pochwalić. Troszkę pracujemy nad równowagą, i trochę nad zgięciem, ale z ziemi to raczej trudno osiągnąć, nawet na dwóch lążach.
Dlatego o ląży dzisiaj nie będzie. Ale za to będzie o drugiej jeździe wierzchem. Tym razem trochę dłuższej, choć wciąż nie zbyt obciążającej. Klaczka ma problem ze skupieniem, zupełnie jak dziecko. Szybko się nudzi, i szybko znajduje sobie inne obiekty zainteresowania. Muszę więc się nieźle namęczyć, żeby utrzymać jej zainteresowanie, i zawsze zaskakiwać ją nowymi zadaniami.
Dzisiaj wprowadziłyśmy łydki, sygnalizujące ruszenie, i manipulację wodzami oraz dosiadem, żeby konia zatrzymać.
Po kilku kółeczkach ładnie zrozumiała, o co chodzi. Utrwalenie będzie konieczne, ale już rusza, i zatrzymuje się na delikatne pomoce i praktycznie bez użycia głosu. Inna sprawa, że huśta na niej i buja jak na starym wielbłądzie. Ale wyćwiczy w sobie równowagę. Nie od razu Rzym zbudowano.
Na koniec zatrzymałyśmy ją z Anią, żebym mogła z grzbietu obmacać ją i obklepać, tak jakby to miały robić mające jeździć na niej dzieci. Objęłam ją za szyję. Oparłam się na zadzie. Pogłaskałam przy samym ogonie, i po uszach. Lolicie chyba się to podobało. Lubi takie smyranie. Na koniec, kiedy skończyły mi się zaskakujące miejsca do których mogłabym sięgnąć pomajtałam nogami, do przodu do tyłu i na koniec odstawiłam je na boki, tak jakbym chciała zrobić na niej szpagat. I właśnie wtedy koń zorientował się, ŻE PRZECIEŻ TAM SĄ NOGI! Zrobiła przekomiczną, pełną zdumienia minę, która od razu wywołała u nas śmiech, i z uwagą zaczęła obwąchiwać to dziwne coś. Posmyrałam ją czubkiem buta po nosie i wtedy koń zorientował się, że już nie raz to widziała ( w istocie, przy każdym czyszczeniu na początku naszej znajomości oglądała uważnie moje butki, parę razy nawet próbowała je zjeść, tak na wszelki wypadek, gdyby okazały się pyszne, ale szybko jej wyperswadowałam jedzenie gumy) i choć z nie mniejszym zainteresowaniem, postanowiła je zostawić w spokoju.
To był naprawdę miły dzień. Pogoda też dopisała, czyniąc tą zabawę jeszcze przyjemniejszą.

piątek, 29 listopada 2013

Pierwsza jazda (29.11.2013)

Dzisiejszy dzień zimny i wietrzny. Na szczęście Lolitka oswojona z halą, więc nie straszne jej już te warunki. Pobiegała ładnie, a na koniec poprosiłam Anię, żeby ją poprowadziła, i mogłam wsiąść.
Na początku koń się zdziwił. Wcześniej na nią siadano, ale raczej nie często, bo nie miała okazji się przyzwyczaić. Ruszyłyśmy stępikiem, ja ładnie rozluźniona dawałam jej podstawowe sygnały, bo jeszcze nie rozumie, co to łydka, a Ania pomagała jej prowadząc.
Zrobiłyśmy kilka zatrzymań i ruszeń. Pogłaskałyśmy, pochwaliłyśmy i zsiadłam, żeby nie znudziło się jej, ani broń boże nie nabrała jakiegoś złego nastawienia.
Co do samej pracy na ląży, niestety widać jej problemy z równowagą. Będzie trzeba ćwiczyć zatrzymania i ruszenia w stępie. Widać, że się potyka, gubi nogi przy zmianie chodów, a w galopie zdarza jej się bez sensu zachwiać, kiedy źle podstawi tyły.
Zastanawia mnie też co się dzieje z jej grzbietem. Mianowicie, kiedy idzie po prostej, jej ruch może nie jest jakiś bardzo wybijający. Jest energiczny, ale bez przesady. A mimo to siedząc na oklep, nawet w stój, wystarczy, że koń lekko przeniesie ciężar ciała na drugą stronę, a ja orientuję się, że praktycznie z niej spadam, bo siedzę jak w ciężkiej skoliozie. Robi jakiś taki magiczny przechył kłodą, że człowiek całkowicie traci podparcie. Muszę to rozpracować, a do tego czasu jedyną opcją będzie jakieś siodło. Musimy tylko dobrać coś porządnego do niej i zacząć ją oswajać.
Czyszczenie w boksie jak zawsze przyjemnie. Co prawda przy czyszczeniu kopyt znów miałyśmy nieporozumienie, bo okazało się, że konica nie chce dać tylnej nogi, jednak i ten kryzys jakoś został zażegnany. Na szczęście wystarczyła sugestia, bo nie wyobrażam sobie jak miałabym jej poderwać tą nogę. Ona ma naprawdę konkretny i na pewno ciężki zadek.
Zabawne jest też to, że ma tendencję do robienia flehmana. Robi to naprawdę często. Dzisiaj stałam i głaskałam ją na przywitanie. A wcześniej robiła to np. na widok kota. ;) Myślę, że w przyszłości fajnie będzie to wykorzystać do nauki słodkiej sztuczki.
Natomiast po poniedziałku powinnam już mieć nowe zdjęcia, więc będzie już co wstawiać.

Gudbrandsdale - Norweski Kłusak


 
 
Znane też jako Dolehest, Ostlandhester, Kłusak Dole lub Kłusak Norweski. Jest to najbardziej rozpowszechniona rasa w Norwegi i jest uznawana także jako jedna z najmniejszych ras zimnokrwistych.
 
Początki:
Początki powstawania rasy datuje się na 19 wiek, choć uważa się też, że mogła ona powstać nawet wcześniej, z szwedzko fryzyjskich lini krwi gdzieś pomiędzy 400-800 przed Chrystusem.
Wyróżnia się dwa typy koni Dole, w typie ciężkim i lekkim. Jednak różnice pomiędzy tymi typami zaczęły zanikać, kiedy zaczęto prowadzić chów selektywny i krzyżować je między sobą w obrębie rasy. Nadal rozróżnia się je w dwóch różnych kategoriach, jednak są wpisane do tej samej księgi stadnej.

We wczesnych latach 20 wieku wyścigi kłusaków zdobyły sporą popularność w Norwegii i wciąż jest to jeden z najpopularniejszych sportów. Tradycyjnie ściga się 50% kłusaków gorącokrwistych i 50% zimnokrwistych jak konie Dole.
Od 1967 roku Narodowe Stowarzyszenie Hodowców Kłusaków Norweskich, zaczęto przykładać większą wagę do zachowania pierwotnych cech tej rasy w nadziei na rozpropagowanie i chronienie zanikającego typu cięższego tych koni. Rozmnażanie tych koni jest objęte specjalną uwagą, i podlega ścisłej kontroli.
Parametry:
Wzrost od 145 -160cm
Sprawne, aktywne i pełne werwy konie.
Budowa ciała:
Mała, ciężka głowa o prostym profilu. Długie uszy, nie duże oczy. Szyja raczej krótka i dobrze umięśniona. Długi i silny, prosty grzbiet. Krótkie, masywne nogi. Kopyta są bardzo twarde i mocne.
Typowe umaszczenie:
Kasztanowate, siwe, czarne, gniade. Możliwe odmiany na głowie i nogach.
Temperament:
Inteligentne i bardzo szybko uczące się konie.
Wykorzystanie:
Zaprzęgi i wyścigi, jazda wierzchem, agroturystyka, koń do towarzystwa.
 
Źródło - http://www.theequinest.com

czwartek, 28 listopada 2013

Gwiazdy - najstarszy koń na świecie.

Shayne
 

Jeszcze tego roku, w specjalnym ośrodku opieki w Essex żył najstarszy koń na świecie.
Był to ciemno kasztanowy wałach Shayne, rasy Irish Draught, który liczył sobie 51 lat!
Jego niesamowita historia ukazuje jak odpowiednia opieka, oraz bezstresowy tryb życia mogą wpłynąć na długość życia zwierzęcia. Jeszcze do nie dawna uważano, że konie mogą dożyć 15 lat. Obecnie średnia mówi, że przeciętna długość życia konia to 25-30 lat. Ale co powiedzieć o takim staruszku?
Nawet mimo podeszłego wieku był w doskonałej formie. Do dyspozycji miał dużo otwartej przestrzeni i specjalną zbilansowaną dietę, którą rozdzielano mu na aż 4 posiłki dziennie.
Podejrzewa się, że na jego doskonały stan wpłynął fakt, że był tylko sporadycznie dosiadany i przez większą część życia był raczej koniem do towarzystwa, który mógł swobodnie hasać po łąkach.
Latem 2013 roku właściciele podjęli trudną decyzję o jego uśpieniu. Powodem był rozwijający się artretyzm, który do tego stopnia ograniczył komfort życia konia, że ciężko by im było patrzeć jak koński senior się męczy. To smutna wiadomość, jednak patrząc na to jak długie i wspaniałe życie miał Shayne, można tylko życzyć wszystkim koniom równie dużej wyrozumiałości i ogromnej miłości ze strony właścicieli.
 

Odczulanie (27.11.2013)

Cudny dzionek był. Najpierw sesyjka na padoku, jako że wyszło piękne słońce, to trzeba było korzystać. A kiedy odmarzły mi palce od trzymania aparatu zabrałam Lolitę do stajni na czyszczenie. Grzeczniutko stała i kłopot pojawił się jak zwykle tylko przy czyszczeniu kopyt. Niestety będzie musiała być do tego wiązana, bo w boksie z nią ciasno, ona nie patrzy jak się obraca, a ja nie zamierzam się z nią szarpać. Do tego przyda jej się nauka spokojnego stania na uwięzi – bo nigdy nie wiadomo kiedy konia trzeba będzie uwiązać.
Na treningu (matko jak to brzmi, a przecież to zwykła ląża) było bardzo ładnie. Skupiona i usłuchana. Ciągle nie mogę dotaszczyć do tej hali drążków żeby zacząć z nią nowe ćwiczenia. Mam parę fajnych pomysłów zaczerpniętych z pewnej mądrej książki, której recenzja na pewno się pojawi.
Szkoda mi ją męczyć mechanicznym łażeniem w kółko, bo jak się znudzi to przestanie tak ładnie reagować na komendy, a tego bym nie chciała.
Do tego odczuliła się na dźwięk wiertła, które chodziło za ścianą przy montażu karuzeli. Już po kilku kółkach przestała całkiem zwracać na nie uwagę. A na koniec przeszła szybkie odczulanie na miotłę i dziwne dźwięki, jakie wydaje, bo Ania wpadła i postanowiła obczyścić trochę ściany naszego namiotu. To prawie wcale nie zrobiło na niej wrażenia. Będzie z niej jeszcze dzielna dziewczyna.
Bawiłyśmy się też trochę w podążanie, kiedy zamiast rozstępować ją na kole pozwoliłam jej do siebie dołączyć żeby trochę pobawić się jon-up’em i trochę popracować nad szacunkiem.
Miałyśmy natomiast jedną spłoszę przed stajnią, bo kiedy stałyśmy przed wejściem jak zwykle wyrabiając w niej spokojny nawyk wchodzenia, to trzasnęły drzwi od szatni. Jednak ku mojemu zadowoleniu nie wydarła do przodu, ani nawet nie obróciła się za bardzo w tamtą stronę. Drgnęła tylko na wszystkich nogach, ale nie postąpiła na przód. Może to znaczyć, że nabiera zaufania i nie wpada w panikę już tak łatwo.
Teraz tylko czekają nas kolejne postępy.