Początki pracy były dość skromne. Zanim zajęłam się uczeniem
czegokolwiek postanowiłam zapoznać się z Lol i zdobyć trochę jej zaufania.
Zaczęły się więc odwiedziny na padoku, głaskanie, czyszczenie i ogólne
obserwowanie konicy, by określić typowe dla niej zachowania i reakcje. Jest to
dla mnie szczególnie ważne głównie ze względów bezpieczeństwa, ale i odgrywa
sporą rolę w planowaniu końskiego rozkładu zajęć. Dzięki obserwacji można
stwierdzić jak gwałtownie koń reaguje na nowe rzeczy, co budzi w nim strach, a
na co już jest odczulony, czy jest raczej zrównoważony charakterem, czy ma
gorący temperament itp.
Już po pierwszych wizytach na padoku zauważyłam ogromną
ciekawość Lolity. Wystarczyło, że człowiek pojawił się w zasięgu wzroku, a już
odrywała się od stada i podbiegała zobaczyć, o co chodzi. Do tego była naprawdę
przyjaźnie nastawiona. Potrafiła się skupić na człowieku oddzielona od reszty
stada linką, podczas gdy reszta młodziaków panicznie truchtała wzdłuż
ogrodzenia i rżała.
Wykazała się też sporą cierpliwością czekając aż pomagający
mi, 7 letni syn właścicielki stajni, upora się z czyszczeniem kopyta
(oczywiście z moją asekuracją).
Pierwsza wizyta ze szczotkami w boksie wykazała typowy dla
koni problem z napieraniem na źródło nacisku. I tak pojawił się nasz pierwszy
wspólny cel – nauka odsuwania się zapobiegająca dociskaniu ludzi do ściany.
Pierwsza lekcja odbyła się na padoku. I tu kolejne odkrycie. Lola niezwykle
szybko łapie nowe pomysły i ma niesamowity talent do cofania się. Chody boczne
nie były już tak dobre, ale po kilkunastu minutach zrozumiała, o co ją proszę.
Teraz po regularnych powtórzeniach przesuwa się nawet pod delikatnym
naciśnięciem jednego palca, co znacznie poprawiło komfort pracy z nią.
Kiedy osiągnęłyśmy cel numer jeden przyszedł czas na
znalezienie następnego. I oto w pewien wietrzny i jakże stresujący dla koni
dzień odkryłyśmy nowy problem – paniczne przyklejenie do stada. Ze względu na
złą pogodę postanowiłam zabrać Lolitę na czas czyszczenia do boksu. Niestety
samo czyszczenie się nie odbyło, gdyż konica dostała ataku paniki i tak miotała
się po boksie, że na myśl o wejściu do niej przechodziły mnie ciarki. Kłusaki
norweskie, jak na swój niewielki rozmiar, mają ogromne kopyta. Nikomu nie
życzę, nawet wrogom, przydepnięcia takim kopytkiem, zwłaszcza w histerii.
Konica musiała wytrzymać do powrotu innych klaczy w moim towarzystwie, jednak
nasza znajomość była zbyt słaba, by wystarczyło jej tylko ono.
Tak pojawił się następny kierunek dla naszej współpracy – zbudowanie
wspólnego zaufania i odklejenie od koni. No… I może jeszcze porządne wchodzenie
do stajni, bo nikt nie lubi być wciągany za koniem i szurany po ścianach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz