środa, 6 listopada 2013

Początki pracy (4.11.2013r)

Początki pracy były dość skromne. Zanim zajęłam się uczeniem czegokolwiek postanowiłam zapoznać się z Lol i zdobyć trochę jej zaufania. Zaczęły się więc odwiedziny na padoku, głaskanie, czyszczenie i ogólne obserwowanie konicy, by określić typowe dla niej zachowania i reakcje. Jest to dla mnie szczególnie ważne głównie ze względów bezpieczeństwa, ale i odgrywa sporą rolę w planowaniu końskiego rozkładu zajęć. Dzięki obserwacji można stwierdzić jak gwałtownie koń reaguje na nowe rzeczy, co budzi w nim strach, a na co już jest odczulony, czy jest raczej zrównoważony charakterem, czy ma gorący temperament itp.
                                      
Już po pierwszych wizytach na padoku zauważyłam ogromną ciekawość Lolity. Wystarczyło, że człowiek pojawił się w zasięgu wzroku, a już odrywała się od stada i podbiegała zobaczyć, o co chodzi. Do tego była naprawdę przyjaźnie nastawiona. Potrafiła się skupić na człowieku oddzielona od reszty stada linką, podczas gdy reszta młodziaków panicznie truchtała wzdłuż ogrodzenia i rżała.
Wykazała się też sporą cierpliwością czekając aż pomagający mi, 7 letni syn właścicielki stajni, upora się z czyszczeniem kopyta (oczywiście z moją asekuracją).
Pierwsza wizyta ze szczotkami w boksie wykazała typowy dla koni problem z napieraniem na źródło nacisku. I tak pojawił się nasz pierwszy wspólny cel – nauka odsuwania się zapobiegająca dociskaniu ludzi do ściany. Pierwsza lekcja odbyła się na padoku. I tu kolejne odkrycie. Lola niezwykle szybko łapie nowe pomysły i ma niesamowity talent do cofania się. Chody boczne nie były już tak dobre, ale po kilkunastu minutach zrozumiała, o co ją proszę. Teraz po regularnych powtórzeniach przesuwa się nawet pod delikatnym naciśnięciem jednego palca, co znacznie poprawiło komfort pracy z nią.
Kiedy osiągnęłyśmy cel numer jeden przyszedł czas na znalezienie następnego. I oto w pewien wietrzny i jakże stresujący dla koni dzień odkryłyśmy nowy problem – paniczne przyklejenie do stada. Ze względu na złą pogodę postanowiłam zabrać Lolitę na czas czyszczenia do boksu. Niestety samo czyszczenie się nie odbyło, gdyż konica dostała ataku paniki i tak miotała się po boksie, że na myśl o wejściu do niej przechodziły mnie ciarki. Kłusaki norweskie, jak na swój niewielki rozmiar, mają ogromne kopyta. Nikomu nie życzę, nawet wrogom, przydepnięcia takim kopytkiem, zwłaszcza w histerii. Konica musiała wytrzymać do powrotu innych klaczy w moim towarzystwie, jednak nasza znajomość była zbyt słaba, by wystarczyło jej tylko ono.
Tak pojawił się następny kierunek dla naszej współpracy – zbudowanie wspólnego zaufania i odklejenie od koni. No… I może jeszcze porządne wchodzenie do stajni, bo nikt nie lubi być wciągany za koniem i szurany po ścianach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz