Miło, że kiedy przyszłam Lol zauważyła mnie już z daleka i
podeszła do płotu żeby się przywitać. Widać, że miała lepszy dzień niż wczoraj.
Ale i tak zrezygnowałam z robienia z nią czegokolwiek ambitniejszego (właściwie
to stałam pod płotem przez dziesięć minut gapiąc się na nią tępo, aż w końcu
stwierdziłam, że nie mam na nic siły ;p). Zabrałam ją do stajni, gdzie w mękach
i po wielu narzekaniach wreszcie zabrałam się za czyszczenie. Była trochę nieogarnięta.
Trochę się wierciła, a myślałam, że już to mamy opanowane. Ale za to pięknie
podała nogi do czyszczenia. Dała się też ładnie poodczulać, więc pooglądałam
wszystko – uszy, oczy, zęby, pogmerałam też w nosie i trochę pomasowałam jej
złączenie głowy z szyją. Zauważyłam, że od noszenia kantara przez cały dzień na
padoku powoduje u niej lekkie zesztywnienie w tej okolicy, więc masaż przyjęła
z wielkim zadowoleniem. No i to by było na tyle. Lenistwo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz