poniedziałek, 18 listopada 2013

Wzloty i upadki (18.11.2013)

Dzisiejszy dzień nie był za dobry dla wszystkich. Konie były podenerwowane chyba ze względu na aurę, albo na pełnię księżyca.
Lolita co prawda radośnie podeszła do mnie na padoku, jednak już kiełzając ją zauważyłam, że nie zachowuje się jak zwykle. Była rozkojarzona. Pierwsze minuty treningu potwierdziły jej niezdolność do wykonywania ćwiczeń. Nie dość, że rozpraszała ją furkoczoąca hala, to jeszcze musiała mieć kłopoty z nadmiarem energii. Zarzuciłam umysłową stymulację i postawiłam na zwyczajne wybieganie konia, bo naprawdę nic innego nie miało sensu. Stawiała się, zdarzało jej się spłoszyć, zdarzało jej się machnąć zadem. Zwłaszcza na prawą nogę, która jak zauważyłam jest jej słabszą stroną.
Pozwoliłam jej się, więc wyszaleć, trochę przy tym ją uspokajając, a potem wróciła na padok, gdzie oczywiście od razu się wytarzała w błotku.
Wracając do stajni również nie grzeszyła skupieniem, płosząc się przy zwykłych grabiach i potem przyhaczając się barkiem o drzwi przy wejściu do stajni.
Jednak dzień nie był tak całkiem zmarnowany. Wieczorem zajrzałam jeszcze do boksu żeby pobawić się z nią w naturalową grę zwaną jeżem. I tu udało nam się osiągnąć drobny, choć miły zważywszy na dzisiejsze wydarzenia, sukces. Udało się Loli zrobić jeden, ale za to perfekcyjny krok w bok. Mówię tu o ładnym przejściu przednimi i tylnymi nogami w bok, które to będzie ładnym wstępem do chodów bocznych w przyszłości.
Tym czasem jutro spróbujemy porobić coś nowego – może nowe wyzwanie pomoże jej się trochę skupić.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz