Cudny dzionek był. Najpierw sesyjka na padoku, jako że
wyszło piękne słońce, to trzeba było korzystać. A kiedy odmarzły mi palce od
trzymania aparatu zabrałam Lolitę do stajni na czyszczenie. Grzeczniutko stała
i kłopot pojawił się jak zwykle tylko przy czyszczeniu kopyt. Niestety będzie
musiała być do tego wiązana, bo w boksie z nią ciasno, ona nie patrzy jak się
obraca, a ja nie zamierzam się z nią szarpać. Do tego przyda jej się nauka spokojnego
stania na uwięzi – bo nigdy nie wiadomo kiedy konia trzeba będzie uwiązać.
Na treningu (matko jak to brzmi, a przecież to zwykła ląża)
było bardzo ładnie. Skupiona i usłuchana. Ciągle nie mogę dotaszczyć do tej
hali drążków żeby zacząć z nią nowe ćwiczenia. Mam parę fajnych pomysłów zaczerpniętych
z pewnej mądrej książki, której recenzja na pewno się pojawi.
Szkoda mi ją męczyć mechanicznym łażeniem w kółko, bo jak
się znudzi to przestanie tak ładnie reagować na komendy, a tego bym nie
chciała.
Do tego odczuliła się na dźwięk wiertła, które chodziło za
ścianą przy montażu karuzeli. Już po kilku kółkach przestała całkiem zwracać na
nie uwagę. A na koniec przeszła szybkie odczulanie na miotłę i dziwne dźwięki,
jakie wydaje, bo Ania wpadła i postanowiła obczyścić trochę ściany naszego
namiotu. To prawie wcale nie zrobiło na niej wrażenia. Będzie z niej jeszcze
dzielna dziewczyna.
Bawiłyśmy się też trochę w podążanie, kiedy zamiast rozstępować
ją na kole pozwoliłam jej do siebie dołączyć żeby trochę pobawić się jon-up’em
i trochę popracować nad szacunkiem.
Miałyśmy natomiast jedną spłoszę przed stajnią, bo kiedy
stałyśmy przed wejściem jak zwykle wyrabiając w niej spokojny nawyk wchodzenia,
to trzasnęły drzwi od szatni. Jednak ku mojemu zadowoleniu nie wydarła do
przodu, ani nawet nie obróciła się za bardzo w tamtą stronę. Drgnęła tylko na wszystkich
nogach, ale nie postąpiła na przód. Może to znaczyć, że nabiera zaufania i nie
wpada w panikę już tak łatwo.
Teraz tylko czekają nas kolejne postępy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz